piątek, 18 marca 2016

Dotyk

"Dotknij Panie moich oczy, abym przejrzał,

Dotknij Panie moich warg, abym przemówił 

uwielbieniem,

Dotknij Panie mego  serca i oczyść je, 

Niech Twój Święty Duch dziś ogarnia mnie"


Nie mogłam w Piśmie Świętym znaleźć tego, co chodzi mi po głowie od rana, więc musi wystarczyć pieśń. Dotyk. Dla jednych coś powszedniego, nieznaczącego, część rzeczywistości. Dla innych bardzo ważne, szczególne doświadczenie. Zaliczam się do tej drugiej grupy. Nie lubię być dotykana, ale podświadomie dążę do przełamania tego i szukam na siłę tej bliskości. Nie jestem nauczona dotyku, pocałunków na przywitanie, przytulenia się, przekraczania granicy ciała. Od razu łatwo to wyczuć, już w liceum, gdy dziewczyny na powitanie się całowały, do mnie mówiły zwykłe cześć. Moje pierwsze "związki" też nie miały w sobie tego przełamania dotyku, było to dla mnie krępujące, bałam się, a równocześnie tego pragnęłam. Do dziś tak mam, marzę sobie o kimś, kto będzie mnie tulił, całował, a źle się czuję, gdy ktoś zbyt blisko mnie stoi w kolejce. To ciekawe, często ludzie wyczuwają, że nie lubię bliskości i np. w autobusie tylko koło mnie jest puste miejsce, w kolejce zostawiają mi przestrzeń. Gdy komuś jednak uda się przekroczyć moją sferę lęku przed dotykiem, to jest fantastycznie! Uczę się wtedy  oswojeniem dotyku, takiego zwykłego, bez żadnych podtekstów.

Panie, wiesz, że nie lubię dotyku, a dziś tyle razy TO zrobiłeś. Dotknąłeś mnie. Najpierw zrobiłam coś, czego nie powinnam. Wszystko miało być nie tak, ale zostałam zwiedziona nie na te ścieżki. Miałam sobie darować, ale coś mnie pchało i pchało. No i doszło do głupoty. Najpierw - zadowolona z siebie, potem z każdą minutą czułam się z tym gorzej i gorzej. Jechałam na drogę krzyżową z własnym krzyżem. Weszłam do kościoła, zobaczyłam księży w konfesjonałach. Nie, nie, nie potrzebuję przecież, poszłam do ławki. Nie usiedziałam w niej długo, coś mnie pchało do konfesjonału. Panie, co ja mam Ci powiedzieć, przez Wielki Post powstrzymywałam się od tego mojego piętnującego grzechu. Ale dziecko, on spowodował inny. Przy spowiedzi zaczęłam się jąkać, nie wiedziałam jak myśli ubrać w słowa, wtedy usłyszałam: "Bóg Cię kocha. Widzi, że walczysz z grzechem, że się starasz. Bóg Cię kocha.". Zaraz łzy napłynęły mi do oczu, no przecież to wiem, czemu zapominam o tym. Panie, dotknąłeś mnie swym słowem i miłością, chociaż wiesz, że nie lubię dotyku. Ale dziękuję, tego mi było trzeba, Ty wiesz, co jest dla mnie dobre.

Potem była droga krzyżowa ulicami wsi. Najpierw na końcu, bałam się, że nie dojdę, źle się czułam, byłam głodna... Ale gdy skupiłam się na rozważaniu - wszystko minęło. Poczułam, że to okazja do zbliżenia się do Ciebie. Modliłam się "Panie, chcę być tylko Twoja i dla Ciebie". Jedna ze stacji, informacja: krzyż niesie młodzież. Ok, pomogę Ci, wezmę Twój krzyż, skoro ty wziąłeś mój. Było nas kilka osób, więc przyszli pomóc ministranci. Stanęłam na przodzie, nie dosięgałam do krzyża, więc niosłam go z dłońmi w górze. Krótki odcinek, ale po chwili poczułam ból, Panie, jak Ty dałeś radę nieść go tyle? Jeszcze tylko kilka kroków i już zmiana. Opuściłam ręce, ból był jeszcze większy. Jak to możliwe, że dałeś radę? Zaczęłam przysłuchiwać się rozważaniom. Ostatnie wywołało u mnie wzruszenie. Dziewczynka, która niedawno trafiła na wózek mówi: "Panie, w Tobie mam jedynie nadzieję". Łzy w oczach, udałam, że to od wiatru. Znowu mnie dotknąłeś. I to tak boleśnie, popchnąłeś: "Spójrz, pomyśl, co robisz ze swoim życiem.

Panie, nie lubię dotyku, ale Tobie pozwalam, dotykaj mnie. Otwórz swoim dotykiem moje oczy, uszy, serce na to, czego ode mnie oczekujesz. Mam swoimi zmysłami pomagać innym czy odszukać Ciebie? Dotykaj mnie, dotykaj.... Tylko Ty możesz,  tylko do Ciebie mam zaufanie... Amen...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz