sobota, 12 marca 2016

Wszystko mogę w Nim?

„ Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia ” (Flp 4,13)

 

Krótki cytat, ale treściwy. Tylko czy prawdziwy? Kiedy wszystko jest wspaniałe, nasze życie wiedzie ścieżkami pełnymi kwiatów, bez zakrętów, mówimy: "Z Bogiem mogę wszystko!". Problem pojawia się, gdy wpadamy w przepaść, kłują nas ciernie, każde powstanie kończy się upadkiem. Wtedy Bóg jest tym "bee". Zaufałem Mu, a ten dał mi kopa! Człowieku, ten kop był Ci potrzebny. "Zaufałem Mu i już niczego nie muszę się lękać" rzeczą słowa piosenki. W czwartek, a właściwie już piątek było naprawdę źle. Zaufałam mu, a mimo to nie zdążyłam "wbić się" w dziesiątą sekundy i zalogować się do promotora. Panie, co Ty sobie myślisz, przecież się modliłam "daj mi zdążyć", a Ty mnie olałeś. Atak szału, niedowierzanie, dlaczego akurat ja? Potem chwila myśli: "bo zalogowałaś najpierw koleżankę, chciałaś jej pomóc". Szybko ją odepchnęłam, to nie dlatego, przecież trzeba pomagać, to moja wina, że nie włączyłam dwóch przeglądarek, że ... Potem na usta cisnęły mi się przekleństwa. To niemożliwe, dziesiąta sekundy zaważyła nad moim być albo nie. 
Okazało się, że nie zapomniałeś o mnie. Że nie dasz mnie skrzywdzić. Owa koleżanka oddała mi swoje miejsce. Przecież to niedorzeczne!  Wszystko mogę w Tobie, bo mnie umocniłeś. Upadek jest po to, by zauważyć to, co leży pod stopami, a patrzeniem w górę tego nie dostrzegam, 
"Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia". Mogę przenosić góry, zbawiać świat... Tylko wciąż za mało w to wierzę. Zawsze pozostaje to ludzkie obawianie się, ufanie na 50%, gdybanie. Czasem jest opcja zaufać lub załamać się. Najgorzej, gdy dotyczy ona śmierci kogoś bliskiego lub perspektywy własnej. Wtedy Ci dopiero zaufałam, wbrew rozsądkowi. Najpierw zauważyłam to, że pozwoliłeś mi nie być przy śmierci, że wysłałeś mnie na wolontariat. Panie, Ty wiesz, że nawet teraz na myśl o śmierci ciekną mi łzy, że przy mnie nie porusza się tego tematu. Pozwoliłeś mi być od tego daleko. Dziękuję!  
A moja śmierć? No nie jest źle, jeszcze dam radę, ale wiem, że "nie pociągnę"tyle, co inni. Pamiętam, że gdy dowiedziałam się o chorobie, pierwszą myślą było "Panie, super, że to nie rak". Widziałam osoby w zaawansowanym stadium tocznia, które ledwo chodziły, były całe powykręcane, miały uszkodzone różne narządy. Ja jednak wiedziałam, że nie pozwolisz mi poddać się chorobie. Bywa ciężko, jak np. dziś, że chodzę na czworaka z bólu. Ale tak mnie umacniasz, że mogę. Dziś pozwoliłeś mi jako tako przetrwać w pracy, silny ból złapał mnie dopiero w domu. Często jest bardzo źle, ale zaraz mnie umacniasz i mówisz: "No zbieraj się, dasz radę, wolontariat czeka" albo "No przestań kuleć, na kulawą nie poderwiesz nikogo!". 
Panie, przepraszam, że mówię do Ciebie takimi słowami, ale przecież jesteś moim przyjacielem, wiesz, że to z sympatii.  Taka moja rozmowa z Tobą to modlitwa, prawda? To proszę, umocnij mnie, bym jeszcze bardziej się na niej skupiała, bym dostrzegała w niej Ciebie, a nie puste słowa.
"Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia. Mój Jezus umacnia mnie". Amen.
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz