poniedziałek, 7 marca 2016

Na początku było słowo

Na początku było Słowo,
a Słowo było u Boga,
i Bogiem było Słowo.
Ono było na początku u Boga.
Wszystko przez Nie się stało,
a bez Niego nic się nie stało,
co się stało.
W Nim było życie,
a życie było światłością ludzi,
a światłość w ciemności świeci
i ciemność jej nie ogarnęła.
                  (J 1, 1-5)

Jadąc dziś w autobusie miejskim doznałam "olśnienia". Zobaczyłam ten blog. Uświadomiłam sobie, że tylko pisząc go będę miała "motywację" do zaglądania do Pisma Świętego. To niestety smutna rzeczywistość. Przypomniało mi się, jak podczas spotkań przed sakramentem bierzmowania mieliśmy uargumentować swoje imię. Obrałam sobie za patronkę Paulę Frassinetti, bo założyła zgromadzenie Sióstr św. Doroty, bo była nauczycielką, a ja zawsze o tym marzyłam i ostatni argument (później okazał się błędnym, czasy "wykluwania się" Internetu) "bo nie była zakonnicą, a została świętą, a ja też chcę nią być, ale nie chcę być w zakonie". Dziś powierzyłabym się jej także za działalność charytatywną, walkę z chorobą, którą ja także toczę. Już tyle lat temu chciałam być świętą. Z każdym dniem jest mi jednak trudniej. Im bardziej chcę być bliżej Boga, tym większy grzech popełniam.
Ostatnio ktoś pokazał mi, o czym właściwie jest ten cytat. Odkrył mi, że Słowem jest Jezus. To zmienia całe postrzeganie Pisma. Zmienia cały mój pogląd.
Lepiej piszę niż mówię, słowo, zwłaszcza pisane, jest częścią mojego życia. Ale czy Słowo też jest tą częścią? No niby się modlę, ale z każdym dniem jest to coraz słabsza modlitwa.  Coraz ciężej mi klęknąć. Zwłaszcza, gdy wszystko nie jest takie, jak być powinno. Jednak często w ciągu dnia moje myśli kieruję do Niego. "Dzięki, że mi pomogłeś." "Pomóż, nie wiem co robić." "Czy mimo, że znowu zgrzeszyłam, wciąż mnie kochasz?"
Nie wiem czemu "nie lubię" świętych, którzy byli w zakonie, byli księżmi itd. Nie wierzę wtedy, że ja bez habitu też mogę być świętą. Szukam kogoś, kto był "zwyczajny", a i tak został świętym. Ok, są tacy. Ale czemu nie ma o nich głośno, nie odmawiamy do nich modlitw? "Świętość w habicie" spowodowała, że już od kilku lat, co jakiś czas, mam myśli o zakonie. Ale jak już, to bezhabitowy. Byleby być tym "zwykłym" człowiekiem, a jednak głosić Pana.
Prowadzę spotkania dla kandydatów do bierzmowania. Niejednokrotnie miałam zaćmienie, nie znałam odpowiedzi na ich podchwytliwe pytania, nie umiałam pokierować tematem. Wtedy zawsze odmawiałam "Duchu Święty, który umacniasz serca...". I dział się cud! Odpowiadałam na najtrudniejsze pytania, jednym otwarciem Pisma znajdywałam fragment podsumowujący sytuację... Czad....
Głoszę Pana, a grzeszę. Raz pomagam bliźniemu, a zaraz oczerniam innego. Mówię o dobru, a nie daję bidnemu monety. Kocham jednego, nienawidzę drugiego.
Chciałabym, aby tak jak świętej Pauli, "zawsze mało mi było przebywania w pobliżu Jezusa". Amen!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz